Moja historia – moja metamorfoza

Podziel się wiedzę

Będzie to historia o zmianach, o postanowieniach i o motywacji. Oto moja historia, moja metamorfoza. Zapraszam.


Jako typowy chłopczyk byłem zawsze ciekawy świata i odkrywania nowych miejsc, więc biegałem z kolegami po podwórkach, wspinałem się po drzewach i szukałem skarbów w zaroślach i krzakach. Ogólnie zawsze było mnie wszędzie pełno. Nie interesowałem się specjalnie sportem, ale jeżeli już koledzy zamieniali patyki na piłkę to chętnie się przyłączałem. Tak było do czasu, kiedy zacząłem chodzić do podstawówki, bo jakoś od 2 klasy zacząłem szybko tyć.

W tamtym czasie nie byłem jeszcze jakoś spektakularnie gruby, może z racji tego, że zawsze byłem najwyższy z pośród moich rówieśników, ale twarz moja przypominała raczej księżyc w pełni. Wtedy też zaczynałem poznawać co to wstyd i niechęć do własnego ciała.

Unikałem wychowania fizycznego, coraz więcej czasu spędzałem przed komputerem i telewizorem. Na zewnątrz wychodziłem w ostateczności, bo zawsze potrafiłem znaleźć sobie jakąś wymówkę. Moja dieta była jedną wielką przekąską opierającą się obowiązkowo na słodyczach i chipsach. Można rzec – „słodkie” czasy.

Przybieranie na wadze trwało do gimnazjum i miało swoją kulminację w 3 klasie. Dzieciaki są szczególnie okrutne, bo ich empatia ogranicza się do powiedzenia, „uuu” gdy ktoś naprawdę mocno się uderzy. Nie należałem do elitarnego grona popularnych dzieciaków i wielokrotnie spotkałem się z brutalną szczerością rówieśników. „Patrze na dół i nogi wydają się jak u normalnego człowieka, ale patrzę na górę a tam taki ktoś” – jeden z tekstów.

Bycie tzw. „grubaskiem” jest bardziej przytłaczające niż może to się zwykło wydawać. Kwestia odrzucenia ze zbiorowości w niektórych prymitywnych plemionach jest największą karą. Banicja. Samotność. Ale trzeba było sobie jakoś z tym poradzić – jedzenie to mój przyjaciel…

Nie dbałem o to co jem. Głównie z powodu przyzwyczajeń jakie wyniosłem z domu. Wiele rzeczy robimy nieświadomie. Bo tak zostaliśmy nauczeni/wychowani, bo wszyscy tak robią. Pamiętam, że będąc u dziadków, babcia przed przyniesieniem herbaty stawiała na stoliku cukiernicę, a po przyniesieniu gorącej herbaty zachęcała do pocukrowania jej sobie. Słodka herbata i świeże babcine ciasto. Cały czas uśmiecham się do siebie na wspomnienie tych dni.

Punkt zwrotny

W wieku 16 lat (były to wakacje przed liceum) postanowiłem zrobić coś z sobą, bo nie czułem się ze swoją tuszą zbyt dobrze. Głównym impulsem dla mnie było pojawienie się na wadze trzeciej cyfry. Wtedy zrozumiałem, że chyba nie jestem taki grubokościsty jak mi się wydawało.

Pół biedy jakbym był gruby, ale jednak w jakiś sposób silny. A tak to w tamtym czasie nawet jednej pompki zrobić nie mogłem…

Moja mama zauważyła, że chciałem coś zmienić w swoim życiu. Ona pierwsza rozmawiała z moim sąsiadem czy nie zaproponowałby mi wspólnych ćwiczeń i biegania, bo on zawsze pozostawał aktywny fizycznie. Pewnego dnia zaczepił mnie gdy wracałem do domu, zagadał o bieganie i jakieś ogólne ćwiczenia, bo przydałaby mu się partner do ćwiczeń. Tak zaczęła się moja przygoda ze sportem i zdrowym trybem życia.

Założyłem sobie, że zacznę ćwiczyć i schudnę. Zmienię trochę dietę i jeszcze więcej schudnę. Tylko co szesnastolatek wie o zdrowym odżywianiu i sporcie skoro przez dużą część ówczesnego swojego życia omijał wszelką aktywność fizyczną szerokim łukiem? Początek był ciężki, ale uparłem się, że w liceum będę inną osobą, innym mną.

Ten mój kolega-sąsiad był rok starszy ode mnie, ale miał już wizję swojej przyszłości. Chciał pójść do zawodowego wojska i zostać żołnierzem, dlatego potrzebował już teraz mieć dużą sprawność fizyczną. Zaczęliśmy wspólnie biegać. Pamiętam, że przez długi czas nie byłem w stanie dotrzymać mu kroku i zostawałem w tyle. Wypluwałem płuca, w przenośni i dosłownie, bo zdarzało się, że czułem metaliczny posmak w ustach.

Często się zatrzymywałem, myślałem, że nie dam już rady, że padnę i nie powstanę. Za entym wspólnym biegiem zmobilizowałem w sobie wszystkie siły i nie dość, że go dogoniłem to jeszcze wyprzedziłem. Euforia i radość trwała do podejścia pod górkę – był lepszy, ale i tak miałem wielką satysfakcje z nowego osiągnięcia. To był początek iskry, która płonie do teraz.

Ciągła motywacja, nowe cele

Przebiegłem wszystkie możliwe warunki pogodowe. Biegałem codziennie. Czasem wstawałem ze wschodem Słońca a innym razem bigałem przed pójściem spać. W błocie, deszczu i śniegu. Biegłem nawet, gdy łapiąc hausty powietrza czułem jak palą mnie płuca od siarczyście mroźnego powietrza.

I oczywiście ćwiczyłem, uważałem na to, co i ile jem. Metodą prób i błędów, gdzie teraz z perspektywy czasu wiem, że tych błędów mogłem popełnić trochę mniej, zrzuciłem przeszło 20 kg. To nie była spektakularna przemiana typu „20 kg w 3 miesiące <burza oklasków i fanfary>”.

Systematycznie traciłem wagę i rosłem w siłę. Ogólna przemiana zajęła mi 2 lata, może trochę mniej. Co głównie robiłem oprócz biegania? Wykluczyłem praktycznie całkowicie węglowodany z diety na długi okres. Unikałem wszelkich słodkości, chipsów, napojów gazowanych, itp. Piłem dużo zielonej herbaty oraz ćwiczyłem w zaciszu swojego domku z ciężarem własnego ciała.

metamorfoza
Trochę się zmieniłem, a i teraz wyglądam inaczej ;-)

 

Na błędach się uczymy

Teraz, gdy jestem starszy i mam dużo większą wiedzę i doświadczenie wiem, że jednym z głównych błędów było ograniczenie kalorii na tak długi czas. Nie była ona dostosowana w żaden sposób do mojego trybu życia.

Przy wadze 74 kg w III klasie liceum dyrektor szkoły wziął mnie na przerwie na bok i zaczął się wypytywać czy wszystko jest dobrze, czy jestem może chory, bo tak marnie wyglądam… Była to bardzo zabawna sytuacja dla mnie i wytłumaczyłem mu, że po prostu dużo ćwiczę i trzymam „dietę”.

Niska podaż kalorii odbiła się na mnie później. Gdy w końcu pofolgowałem sobie z jedzeniem to mój organizm chłonął wszystko jak gąbka, a ja puchłem jak gąbka. Cały czas muszę uważać na to, co i ile jem. Teraz mam większą wiedzę i umiejętności oraz świadomość swojego ciała. Wiem jak ono reaguje i działa, więc nie mam żadnych problemów z przybieraniem i zrzucaniem wagi. Ot cała historia.

Jeżeli masz problem z motywacją to zapytaj siebie, co da Ci zmiana, którą chcesz wprowadzić. Jakie korzyści z niej wynikną i jak się będziesz z nimi czuł/czuła? Dlaczego musisz to zrobić i co jesteś w stanie poświęcić? Zawsze jest coś do oddania w zamian – czas, pot, łzy czy chipsy (w zamian oczywiście za zdrowsze jedzenie).

Pamiętaj, że życie to nie sprint tylko maraton i czasem tylko upór daje najlepszy efekt. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej zapytać się specjalistów, albo osoby, które osiągnęły to, co Ty chcesz osiągnąć niż słuchać rad malkontentów. Łatwo jest zrobić coś źle, ale później trudno to naprawić.

Poradnik jak dobrze żyć, czyli 10 rad ode mnie :-)

Pozdrawiam i życzę sukcesów na drodze ku zdrowszemu życiu

Rafał


„Ludzie wokół mówią wciąż, że motywacji im brak by zmienić coś.

Że pragną prawdziwie, że mają takiego życia dość.

Krzyczą i płaczą – lecz nic nie zmieniają.

I tylko codziennie głośno narzekają.”

30 komentarzy

  1. Cześć, super przemiana (chociaż na zdjęciu z 2006 wyglądasz na szczęśliwszego :P). U mnie było to samo tylko że otyła byłam od dziecka. Babcia wypasła całe moje pokolenie w rodzinie na kluskach i ciastkach. To moja mama uznała że coś trzeba z tym zrobić i zaczęła mocno ograniczać moje jedzenie (i terroryzować babcie żeby mnie tak nie pasła) co jednak powodowało u mnie ekstremalne ataki głodu i napady na lodówkę w nocy gdy wszyscy spali a w efekcie jeszcze większe tycie. Jak trochę podrosłam to ze względów ideologicznych przeszłam na wegetarianizm i to był element zwrotny – udało mi się zrzucić parę kilo jednak pojęcia nie miałam o planowaniu diety wegetariańskiej i nabawiłam się anemii oraz niedoborów. Jednak z upływem czasu nauczyłam się jak właściwie bilansować dietę, leczę się tylko ziołami od kilku lat stosuję dietę wegańską i nie mam już problemów ze zdrowiem ani skokami wagi. Nie uprawiam regularnie sportów (czasem wyjdę pobiegać) ale dużo spaceruję i chodzę na pieszo do pracy (3 km w jedną stronę) wydaje mi się że taki 6 km spacer każdego dnia daje dużo mimo niewielkiego wysiłku. Nadal mam czasami ataki głodu ale staram zapijać je wodą. No i przyznam, że obawa przed przytyciem też pozostała więc wagę mam zawsze na wierzchu. Uważam że bardzo trudno jest wyjść z otyłości jeśli ma się ją od dziecka bo skłonności do jedzenia pozostają i one są bardziej zdradliwe niż kilogramy które można zrzucić, także dobra robota! Pozdrawiam

  2. Kurcze… zupełnie jakbym czytał swoją historię. Doskonale rozumiem, ile wysiłku trzeba włożyć w proces przemiany, a następnie jakiej samodyscypliny to wymaga, by utrzymać efekty na względnie stałym poziomie. Ale warto. W koncu jesteśmy „zamknięci” w naszym ciele do ostatniego dnia życia. Musimy więc o nie dbać, by czuć się dobrze z samym sobą. A dodatkowym plusem jest cała wiedza, którą człowiek zdobywa podczas swojej przemiany i po niej. I później może się nią dzielić, wzbogaconą o własne doświadczenia i przemyślenia na przykład ;-)
    Gratuluję wspaniałych wyników i życzę pomyślności w dalszej pracy z samym sobą oraz rozwijaniu pasji ;-)
    Aaaa no i jeszcze a propos bloga – jest fantastyczny! Dodaję do ulubionych. Przed chwilą przypadkowo (a może nie… podobno przypadki nie istnieją) na niego trafiłem. Kilka interesujących wpisów już za mną, a kolejne już mrugają, żeby się zabrać za ich czytanie :-D Bacznie będę śledzić i wypatrywać kolejnych postów.
    Pozdrawiam serdecznie! :-)

  3. Ja po zrzuceniu 15 kg czuję się jakbym zyskała nowe życie :) Czasy studenckie mocno odbiły się na mojej wadze ale wystarczą chęci i silna wola, żeby odzyskać zdrowe ciało. Bardzo silna wola. Jeżeli ktoś mnie pyta jaki jest sposób na schudnięcie to mówię, że wystarczy chcieć. Nasza psychika potrafi bardzo wiele i to wszystko zależy od niej. Internet jest pełen dobrych rad i wiedzy na temat zdrowego odżywiania, wystarczy po to sięgnąć. Moje motta motywujące mnie do zmiany to: „Najpierw będą pytać po co to robisz a później jak to zrobiłeś” i „Dla chcącego nic trudnego”. Muszę dodać jeszcze, że te 15 kg jest wagą orientacyjną, bo nie mam w domu wagi i nie wiem ile dokładnie ważyłam przed i po. Ważę się jedynie podczas oddawania krwi. Poza tym uważam, że waga nie jest najważniejsza. Podczas ćwiczeń fizycznych nabieramy masy mięśniowej, która powoli zastępuje nam tłuszcz. Objętościowo kilogram tłuszczu jest dużo większy niż kilogram mięśni dlatego przyjęłam metodę mierzenia się. Spadek o 2-3 rozmiary uważam za ogromny sukces.

    • Nie piszesz może jakiegoś bloga o tematyce zdrowego odżywiania? Bo wiedzę masz sporą, a i z tego co opowiadasz to miałaś duży kontakt z ziołami :) Ja ukułem sobie powiedzenie „Jesteś tym kogo stworzysz”. Przemiana psychiczna to podstawa, bo to nasz umysł kreuje obraz nas samych. Z mięśniami i tłuszczem to też prawda :)

      • Niestety nie :) Nie mam wykształcenia w tej dziedzinie i moja wiedza jest raczej czymś w rodzaju hobby. Za to czytam :) Zbierania ziół nauczyła mnie babcia, która już niestety nie żyje. To była moja wielka skarbnica wiedzy. Starsi ludzie mają dużo do powiedzenia na temat zastosowania ziół i innych roślin. Moja babcia przykładała na bolącą głowę liść kapusty, co mnie kiedyś dziwiło, dziś wiem, że była w tym wielka mądrość. Jak byłam mała na rozbite kolana zawsze przykładałam liście babki i zawsze pomagały. Na bóle stawów babcia robiła nalewki z aloesu, którymi się nacierała. Aloes przykładała też na ciężko gojące się rany. Jest wiele przykładów i zastosowań różnych wyciągów i soków, które stosowali starsi ludzie. Teraz jak o tym myślę, to wiem, że ich wiedza była ogromna i zaczynam ich podziwiać. I doceniać to, co nam zostawili.

  4. Trafiłam dzięki Ani(aniamaluje.com), patrzę na zdjęcia i nie dowierzam.. Jakbym widziała 2 różne osoby! Gratuluję nie tylko zmiany fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej! :)

    • Nie wiem dlaczego akurat pod tym wpisem zapytałeś Anonimie o przecier pomidorowy, ale tak, jest on zdrowy, ponieważ silny przeciwutleniacz likopen zawarty w pomidorach, podczas obróbki termicznej przechodzi w formę cis, która jest bardzo dobrze wchłaniana przez nasz organizm :) więcej dowiesz się ze wpisu o pomidorach i likopenie. Pozdrowiam

  5. Sam tekst nie tylko daje do myślenia, ale i daje porządnego kopa w tyłek. By wziąć się za siebie dla własnego, lepszego samopoczucia. Dodatkowo te zdjęcia…kurcze, szacun! Jednak jak się chce to wszystko można!

  6. Gratuluje zaparcia! Fajne ze sie z nami podzieliles swoja historia, na pewno dla wielu ludzi bedziesz inspiracja :)

  7. A czemu kebab jest niezdrowy? Przecież to pieczone mięso i warzywa. To jest chyba jednak lepsze, niż hamburger, prawda?

    • Już spieszę z wyjaśnieniami :) Oczywiście, że kebab domowej roboty, ze składników najwyższej jakości, bez dodatku tłustych sosów na bazie tłuszczy nasyconych, z większą ilością warzyw jest zdrowy, ale pisząc to zdanie miałem w głowie wizję kebaba z budy koło mojego akademika – był co najmniej daleki od ideału opisanego przeze mnie. Hamburger też może być zdrowszy używając lepszych składników ;) Pozdrawiam i dzięki za komentarz!

    • No nie, nie gniewam się :D sam wszakże napisałem, żeby dzielić się dalej, ale nie oczekiwałem aż takiego efektu :) Dzięki bardzo!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *