Homeopatia, biorezonans i kadzidełka – czyli wierzyć i zaufać tajemniczym znachorom? Czy w w morzu wątpliwości znaleźć możemy ziarnko prawdy?
Wątpię, często i gęsto wątpię w ludzkie intencje. Chcę wierzyć, że można w łatwy i dostępny dla wszystkich sposób dbać o zdrowie, ale nie za wszelką cenę. Promuję naturalne produkty, które regularnie włączane do diety mogą przyczynić się do polepszenia samopoczucia i zdrowia. Mimo wszystko nauczyłem się weryfikować cudowne informacje.
Na samym początku chciałbym przestrzec przed szarlatanami, którzy i może posiadają wiedzę na temat ziołolecznictwa, ale zupełnie odrzucają medycynę. Twierdzą, że lekarze specjalnie nas trują i leczą tylko objawy chorób, a nie przyczyny. Wierzą w teorie spiskowe, że wielkie korporacje specjalnie nas zatruwają. Znachorzy – piękny słowami igrają z ludzką nadzieją. Co jest najsmutniejsze? Niestety gdy jesteśmy przeświadczeni o świętości naszej racji, ten kto nam zaufa będzie cierpieć.
Cudowne nowinki dietetyczne. Wspaniałe środki na odchudzanie. To wszystko może działać, ale często ich promocja opiera się na wyolbrzymianiu ich właściwości. Zdrowie nie musi kosztować „tylko” 199 zł za 30 dni kuracji. Trzeba pamiętać, że lek w kontekście farmakologicznym, ma rzeczywiście udowodnione naukowo działanie lecznicze. Suplement diety to tylko pewien dodatek do codziennej diety, który może, ale nie musi wykazywać właściwości polepszających zdrowie.
Homeopatia
W uproszczeniu to „leczenie podobnym”, aczkolwiek jak byłem dużo młodszy to myślałem, że chodzi o coś zupełnie innego. Homeopatia opiera się na bardzo dziwnym przeświadczeniu, że nasz organizm potrafi z np. szklanki wody wydobyć kilka atomów jakiejś substancji, która ma uleczyć daną przypadłość. Homeopaci często krytykują medycynę konwencjonalną np. szczepionki czy antybiotyki. Nie ma żadnych racjonalnych badań twierdzących, że homeopatia działa. W moim odczuciu to tylko efekt placebo, a nie żadna tam pamięć wody, która rzekomo zapamiętuje strukturę substancji w niej rozpuszczonej. To bardziej pseudonauka i życzeniomyślenie.
Biorezonans
Kolejna „świetna” brednia, z którą miałem kontakt. Pewnego dnia dostałem maila z zapytaniem, czy nie chciałbym napisać wpis sponsorowany dotyczący pewnego gabinetu z biorezonansem. Pomyślałem, że chodzi o jakieś magnesy, bioprądy czy jakieś inne akupunktury. Poprosiłem o jakieś badania naukowe, bo jakoś nic nie mogłem znaleźć. Początkowo założyłem, że nie wiem wszystkiego, więc może i o tym nie słyszałem. Dostałem jakieś pliki, niby wszystko zgrabnie, ale dalej coś mi nie odpowiadało.
Więc w końcu sam na własną rękę znalazłem kilka interesujących artykułów. Biorezonans ma na celu przeskanowanie naszego ciała, żeby na podstawie wykresów odczytać jakie grzyby, pasożyty i bakterie wywołują chorobę.
Niby w gabinecie wszystko profesjonalnie – jakieś diody, prądy, różnice potencjałów, wykresy i tabelki. Ale skąd te dane? Jak prąd/energia (czy co tam przez maszynę i nasze ciało przepływa) wyłuskuje komórki drożdżaka odróżniając je od komórek gronkowca? Magia, albo szarlataństwo.
Po pierwsze – myśl!
Nie jestem wszechwiedzący, dlatego zawierzam ludziom mądrzejszym ode mnie, którzy swoją wiedzę oparli na rzetelnych badaniach, zatwierdzonych przez ich innych, równie mądrych naukowców. Tematyka mojego bloga zakrawa trochę o medycynę alternatywną, jednak zawsze zaznaczam, że warto wcześniej skonsultować się z lekarzem. Ponadto wiele z prezentowanych przeze mnie roślin leczniczych znajduje się w Europejskiej Farmakopei i uważanych jest za surowiec leczniczy.
Nasz umysł to nasz największy przyjaciel – pozwala dokonywać trafnych wyborów. Jednocześnie to nasz największy wróg – ślepo każe wierzyć w cuda, gdy bardzo ich pragniemy. Dzisiejsze czasy dają nam wiele więcej możliwości weryfikowania tego co czytamy w internecie czy książkach pseudonaukowych. Każdą informację można szybko i łatwo zweryfikować, czasem wystarczy chwilę pomyśleć.
Nie wierzmy w teorie spiskowe, w tabletki na każdą chorobę i doradców z forów internetowych i grup na facebooku, bo możemy zaszkodzić sobie i swoim bliskim. Niestety dochodzi już do takich kuriozalnych sytuacji, że na nowotwór ktoś komuś polecił jedzenie miodu z sodą oczyszczoną…
Pozdrawiam i życzę zdrowia
Rafał
Ps. Jeżeli ktoś lubi się pomęczyć czytając moje wypociny kiedyś napisałem pewną historyjkę – zapraszam: Znachor